jedenaście tysięcy kroków
z kałuży do nieba
szłam i szłam
drzewa
cisi świadkowie przemijania (przeminą też)
pozowały do zdjęć na tle chmur
szłam i szłam
odwiedziłam dzikie chaszcze
z pozdrowieniami dla elfa w lesie
a wariat wiatr hulając po polach
wytrzepał przeładowany mózg
z kałuży do nieba
szłam
(i z nieba do kałuży
a jakże!)
ach! jak dobrze jest iść
i iść
***
Taki przyszedł do mnie wiersz.
Ułożył się sam.
skończyłam
z wykazywaniem się
przed sobą samą
Rupi Kaur
dom ciało
Ja z tym też skończyłam.
I jaka to wolność!
Serdeczności:**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz