Mam wreszcie swoje osobiste słońce.
Sama je sobie stworzyłam.
Takie zachodzące, w kolorach soczystego pomarańczu.
Czego na zdjęciach w ogóle nie widać.
Normalnie ta szarość wokół bardzo miękko stapia się z tym pomarańczem, a na zdjęciach wyszło ordynarnie kontrastowo.
No nic, pokazuję takie foty, jakie mam.
Są też drewienka, ale w kolorze. Ich prawdziwa barwa kradła tą słoneczność, więc zaryzykowałam i je zamalowałam.
No i dodałam scrapowy papier w rogach. Tak po staremu, jak kiedyś tworzyłam mandale.
Ostatecznie, jak się w nią wpatruję, to czuję, jak mnie otula swoim ciepłem.
Chyba tego potrzebowałam.
Ostatnia fotka z lampą błyskową.
Czuję, że będzie faza na pomarańcz :))))))
Lubię się wygrzewać
w słońcu, które jest we mnie.
Wyciągam powoli
cztery łapy i ogon,
zamykam ślepia
i mruczę.
Jak dobrze mieć na własność
podręczne słońce.
Anna Świrszczyńska
Tak dawno nie mandalowałam.
Kiedyś pewnie jeszcze wrócę z mandalą, ale nieprędko.
Ale coś tam sobie powolutku tworzę. Możliwości i form jest wiele różnych.
Do następnego razu:**
Ja wiedziałam, wiedziałam, że wrócisz z mandalami :))))))). Piękna jest! A co do pomarańczu, to bardzo słuszny wybór na tę jesienną zimę bez śniegu. Taki rozgrzewająco optymistyczny kolorek :).
OdpowiedzUsuńAno widzisz...hihihihi ;))) Czasami mi się zatęskni do mandali...i nie raz, i nie dwa zapewne wrócę;) Ogólnie po okresie abstynencji twórczej budzi się we mnie znów ochota na kreowanie. Tylko już bez pośpiechu, bez samo ponaglania, wolniej po prostu. Pomysłów mi nie brakuje bynajmniej, tylko czasu nie da się rozciągnąć, energii też by się przydało więcej, bo jakby jej ubyło... No tak to...
UsuńI dziękuję oczywiście!