Witam serdecznie wszystkich, którzy tu jeszcze zaglądają.
Tak, nie było mnie dość długo.
I pewnie tak już zostanie.
Ten niewielki obraz (60cm x 60cm) od samego początku - wyraźnie to czułam - nie chce się nazywać mandalą, choć niewątpliwie kształtem ją przypomina.
Uszanowałam ten głos.
Nazywam go obrazem, tak jak tego sobie życzy ;)))
Nawiązuje do wyglądu komórek żyjących istot widzianych pod mikroskopem. W przekroju, z dużym powiększeniem.
Użyłam drewienek, papieru ze starego podręcznika do języka rosyjskiego, słomki i glinki samoutwardzalnej. Oraz farb akrylowych.
Praca niezwykle pracochłonna.
Przez tydzień , wieczorami kleiłam te malutkie elementy z papieru. Nawet nie wiem, jak je nazwać, czy w ogóle ma to jakąś nazwę.
W kolorach bieli i czerwieni.
Z domieszką złota było początkowo, ale ostatecznie to złoto rozjaśniłam.
Bardzo lubię ten zestaw kolorów.
W TĘTNIĄCYM NURCIE ŻYCIA
Tyle prób
naprawiania siebie.
I nie pomogło.
Co pomogło?
Zrozumienie,
że wszystko
jest ze mną
w porządku.
Jestem
Wieczną Obecnością
doświadczającą
przez chwilę
człowieka.
...ukojenie...
Karolina Bochenek
Może na następny post nie będzie trzeba tak długo czekać, choć oczywiście nie mogę tego obiecać.
Uściskuję Kochani:**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz