niedziela, 29 grudnia 2024

Podręczne słońce

Mam wreszcie swoje osobiste słońce.
Sama je sobie stworzyłam.
Takie zachodzące, w kolorach soczystego pomarańczu.
Czego na zdjęciach w ogóle nie widać.
Normalnie ta szarość wokół bardzo miękko stapia się z tym pomarańczem, a na zdjęciach wyszło ordynarnie kontrastowo.
No nic, pokazuję takie foty, jakie mam.

Są też drewienka, ale w kolorze. Ich prawdziwa barwa kradła tą słoneczność, więc zaryzykowałam i je  zamalowałam.
No i dodałam scrapowy papier w rogach. Tak po staremu, jak kiedyś tworzyłam mandale.

Ostatecznie, jak się w nią wpatruję, to czuję, jak mnie otula swoim ciepłem.
Chyba tego potrzebowałam.
Ostatnia fotka z lampą błyskową.

Czuję, że będzie faza na pomarańcz :))))))


















Lubię się wygrzewać
w słońcu, które jest we mnie.
Wyciągam powoli
cztery łapy i ogon,
zamykam ślepia
i mruczę.

Jak dobrze mieć na własność
podręczne słońce.

Anna Świrszczyńska


Tak dawno nie mandalowałam.
Kiedyś pewnie jeszcze wrócę z mandalą, ale nieprędko.
Ale coś tam sobie powolutku tworzę. Możliwości i form jest wiele różnych.
Do następnego razu:**

piątek, 27 grudnia 2024

Wszystko będzie dobrze

Pospacerowałam ja sobie.
We środę, w pierwszy dzień świąt nadarzyła się okazja iść w pole.
No to poszłam ;))
W użyczonych kaloszkach potaplałam się w błotku.
W krainie pogrążonej w mroku...
Taki mamy grudzień.
Ale chodzenie jest dla mnie najlepszym lekarstwem! 
Dobrze jest iść, aż nogi i biodra odpadają ze zmęczenia!
W każdą pogodę.
I w dodatku z ukochaną kuzyneczką, która mnie na ten spacer zabrała :)))
Dziękuję.

Telefoniczny aparat złapał parę mrocznych i radosnych kadrów.
I może one nie są za piękne, ale ja nawet w mroku znajduję urok :)
No i naprawdę polubiłam kałuże. Kryją w sobie wiele fotograficznych możliwości...



















































Przede wszystkim nie trać chęci do chodzenia. Chodząc codziennie, wprowadzam się w stan dobrego samopoczucia i wychodzę z każdej choroby. Chodząc wszedłem w swoje najlepsze myśli i nie znam myśli tak uciążliwej, by nie móc jej wychodzić
Ale przez siedzenie - i im więcej ktoś siedzi w bezruchu, tym bardziej ten zbliża się do choroby.
Zatem, jeśli będziemy kontynuować chodzenie, wszystko będzie dobrze.
 
Søren Kierkegaard



Nie powiem, żebym tak codziennie chodziła po polach, bo mieszkam w mieście, ale jeśli mam okazję to korzystam. Po za tym i tak nie mam auta więc chodzę wszędzie na piechotę. Naprawdę uwielbiam chodzić!
Zmalowałam ostatnio mandalę, ale pokażę ją następnym razem. Poczekam na odrobinę światła, żeby ja dobrze sfotografować.
Buziaki:**

wtorek, 17 grudnia 2024

Gdy sen przyjść nie chce

Razu pewnego, zdaje się - w niedzielę, całkiem niedawno, wieczorem robiłam sobie na szydełku.
(Kończyłam pewien projekt, który pokażę, gdy nadarzy się odpowiednia fotograficzna sposobność.)
Siedząc cichutko spojrzałam w okno.
Padał deszcz. 
Zobaczyłam w oknie swoją wynurzającą się z ciemności twarz w kroplach deszczu na szybie.
Poczułam się jakoś... Mistycznie?...
Chwyciłam za aparat chcąc złapać ten moment.
No i zrobiłam parę zdjęć, trochę aparatem, trochę telefonem.
Taki foto eksperyment.
Całkiem ekscytujący. Dla mnie rzec jasna, bo rozumiem, że z czyjegoś punktu widzenia to mogą być (i za pewne są) pierdolety.
No i to byłoby na tyle... Gdybym normalnie nocą zasnęła.
Ale sen nie przychodził. To była całkiem bezsenna noc. Może koło piątej na trochę zasnęłam.
Skoro tak, to umysł się uaktywnił.
Pomyślałam, że może napiszę coś inspirującego do tych zdjęć, że może coś wymyślę, ale jak zazwyczaj głowę mam pełną słów, a nawet dialogów (tak! gadam do siebie ;)) to nagle poczułam pustkę. Wielką czarną dziurę. 
Zastanowiło mnie dlaczego tak jest, czy ja w ogóle coś bym chciała powiedzieć i uświadomiłam sobie, że właściwie kogo obchodzą moje "złote myśli". Internet jest ich pełen. Wołających o uwagę.
Dlaczego ktoś miałby być ciekaw moich.
I opuściłam.
A wtedy przyszedł do mnie wiersz.
A potem jeszcze drugi.
Trzeci pojawił się przy porannej kawie, kiedy próbowałam nie zasnąć po nieprzespanej nocy.

1)
nocą
gdy za cholerę sen
przyjść nie chce
doskwiera mi czasem ból istnienia
(tak tak wiem - cóż za banał)
można by rzec 
że cały świat się już wydarzył
miłostki i miłości wielkie
z wiatrem przeminęły
wszystko ucichło we mnie
tylko miękko wtulony kot
mruczy z wdziękiem

2)
istnieję
podobno nigdy się
nie urodziłam
i nigdy nie umrę
(tylko ciało prochem się staje)

podobno jest we mnie
wielka duchowość
(jak powiedział mi pewien
wedyjski astrolog)

a to przecież
wielka naga otulająca cicha
bezbrzeżna samotność
otwiera swoje serce

3)
ciszę słyszę

ciszę słyszę
nie mogą jej wypełnić
żadne dźwięki
żadna rozmowa nie ukoi
nie wyśpiewa 
żadna piosenka
ciszę słyszę
której nie dotknie żaden dotyk
przytulenie nie ukołysze
ciszę słyszę
nie zastąpi jej żaden obraz
ciszę słyszę
i nikogo tu nie ma






















Dziękuję pięknie za uwagę :)
:**

poniedziałek, 2 grudnia 2024

...zawsze coś się rodzi...

Dostałam kiedyś białe serwetki.
Żeby ich użyć do czegoś.
Jakiegoś szyciowego projektu.
Przekładałam je w te i we wte i nijak mi nie pasowały do niczego.
I jak już swoje odleżały, to coś mi tam zaświtało w głowie.
Jako że temat bieli i czerwieni wciąż ma dla mnie wiele do opowiedzenia to zaczęłam snuć tą czerwoną nić.
Biel - czysta świadomość, a czerwień siła życiowa i cały ten dramat rozgrywający się na tle Obecności.
Czerwień wyłaniająca się z bieli.
Obie będąc Jednym oczywiście.
Jak dwie strony tej samej monety.
Jaki to będzie projekt? 
Nie zdradzę szczegółów, bo sama ich nie znam jeszcze;)))))
Tych serwetek mam trzynaście, trzy różne wielkości. 
Dzisiaj te największe (ok. 30cm x 30cm), część pierwsza - sztuk sześć.













































Nigdy nie bój się chaosu, ponieważ z chaosu zawsze coś się rodzi. Zamiast martwić się chaotyczną sytuacją, oczekuję narodzin. Kiedy twój umysł staje się chaotyczny - lub mój umysł staje się taki - jest tak, ponieważ niemożliwe jest widzieć całość.

Carl Payne Tobey
The Astrology of Inner Space


Około tygodnia zajęło mi to wyszywanie. Zwykle wieczorami, po pracy. Oglądając, lub raczej słuchając sobie czegoś w necie. 
Niechaj nam się rodzą cudowności:**

niedziela, 24 listopada 2024

Z kałuży do nieba

jedenaście tysięcy kroków
z kałuży do nieba
szłam i szłam
drzewa
cisi świadkowie przemijania (przeminą też)
pozowały do zdjęć na tle chmur

szłam i szłam
odwiedziłam dzikie chaszcze
z pozdrowieniami dla elfa w lesie
a wariat wiatr hulając po polach
wytrzepał przeładowany mózg

z kałuży do nieba
szłam
(i z nieba do kałuży
a jakże!)
ach! jak dobrze jest iść
i iść

***

Taki przyszedł do mnie wiersz.
Ułożył się sam.



















































skończyłam
z wykazywaniem się
przed sobą samą

Rupi Kaur
dom ciało


Ja z tym też skończyłam.
I jaka to wolność!
Serdeczności:**